- Jeden Sarafiński,
nawet w doskonałej formie, to zbyt mało jak na drużynę, która pretenduje
do awansu do III ligi - uważa Marek Dziuba, były piłkarz ŁKS-u.
Rozmowa Z Markiem Dziubą byłym piłkarzem i trenerem ŁKS-u i Widzewa.W meczu z KS-em Paradyż piłkarze ŁKS-u stracili dwa punkty czy zdobyli jeden?
Marek Dziuba: Myślę, że raczej to drugie. Na pewno zagrali zdecydowanie słabiej niż w meczu z Jutrzenką Warta [3:0 - przyp. red.]. Uważam, że liderowi nie wypadało zagrać tak słabo jak w ostatnią niedzielę. W dwóch pierwszych meczach podopieczni trenera zdobyli cztery punkty. To zbyt mało jak na drużynę o tak dużym potencjale piłkarskim. Przede wszystkim przeciwko drużynie, w składzie której jest tylko jeden doświadczony zawodnik [Mariusz Koćmin - przyp. red.], nie można grać tak, że pięciu zawodników stoi na swojej połowie boiska i czeka na rozwój akcji. Najbardziej brakowało mi podłączenia się do akcji większej liczby piłkarzy. Stąd gra ŁKS-u była schematyczna, a akcje przejrzyste i prowadzone w wolnym tempie. Jedynym zawodnikiem, do którego nie można było mieć pretensji, był Dawid Sarafiński. Przyjemnie było patrzeć, jak potrafił niemal wkręcić rywala w ziemię. Jeden Sarafiński w doskonałej nawet formie to jednak było zbyt mało jak na drużynę, która pretenduje do awansu do III ligi.
To była dopiero druga wiosenna kolejka, ale po przerwie szczególnie było widać, że niektórym zawodnikom ŁKS-u jakby brakowało sił.
- Doskonale było widać, że niektórym ełkaesiakom biegało się naprawdę ciężko. Rywale byli szybsi, bardziej zwrotni. Wystarczy choćby porównać grę Pawła Hajduczka w meczach z Jutrzenką i Paradyżem. W tym drugim zagrał zdecydowanie słabiej. Widać coś szwankuje, dlatego trener Robaszek szybko musi znaleźć przyczynę kłopotów niektórych zawodników z motoryką.
Nie tylko Hajduczek wypadł blado. Obrona też nie ustrzegła się błędów, a Adam Patora stracił skuteczność.
- Niestety, obrona łodzian tego meczu nie może zaliczyć do udanych. Nie można popełniać takich błędów w ustawieniu i co gorsza, w walce o górne piłki dawać się przeskakiwać dużo niższym rywalom. Nie tylko Patora stracił skuteczność. Także Olaf Okoński nie przypomina zawodnika z zimowych sparingów. Fakt, że obaj nie otrzymywali zbyt wielu piłek od kolegów, ale były momenty, że na długo znikali z pola widzenia. Trener ŁKS-u ma rację, że drużyna miała kilka sytuacji bramkowych, ale przypominam, że wykorzystała zaledwie jedną. Martwi mnie także zbyt krótka ławka rezerwowych. Przewaga punktowa ŁKS-u w tabeli jest znacząca, ale przecież rywale ze Skierniewic i Strykowa będą mu deptać po piętach do końca sezonu. Przed szkoleniowcem trudny tydzień, bo w sobotę jego drużynę czeka wyjazdowy mecz z Pogonią Zduńska Wola. Jesienna porażka z Czarnymi Rząśnia jest sygnałem dla trenera, zawodników i działaczy, że w tej lidze nie ma co liczyć na łatwy awans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz