Piłkarze
ŁKS-u zapewnili swoim kibicom przyjemne święta. Choć gra w meczu ze
Startem Otwock momentami pozostawiała wiele do życzenia, to nikt nie
miał wątpliwości, że łodzianie byli dziś w każdym elemencie piłkarskiego
rzemiosła lepsi od rywala i po kolejnym trafieniu Kamila Cupriaka
zwyciężyli 1:0.
Podopieczni trenera Marka Chojnackiego prezentują się w rundzie
rewanżowej w kratkę – remis, zwycięstwo i porażka pokazały, że zespół z
al. Unii 2 faktycznie jest w fazie przebudowy, ale pomimo tego w Wielką
Sobotę to „Rycerze Wiosny” byli faworytem w konfrontacji z dziewiątym w
tabeli Startem Otwock.
Piłkarze spod Warszawy grają na wiosnę bezkompromisowo – dwa mecze na
własnym boisku wygrali, a w obu wyjazdowych doznali porażki (w sumie
zdobyli w tym roku aż jedenaście goli i dziewięć stracili). Na
nieobliczalną ekipę trenera Bartosza Bobrowskiego należało więc uważać,
tym bardziej, że łodzianie przystąpili do spotkania osłabieni brakiem
Łukasza Staronia i Adriana Filipiaka.
Jeszcze kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem nic nie
zwiastowało takiego załamania pogody jakiego byliśmy świadkami wraz z
pojawieniem się piłkarzy na środku boiska. Porywisty wiatr, śnieg, grad i
błyskawice mogły skutecznie utrudnić zawodnikom poruszanie się po
murawie, ale o dziwo w tych ekstremalnych warunkach gospodarze radzili
sobie całkiem dobrze.
Co ważne – pierwsze dwa kwadranse spotkania były bez wątpienia
najlepszymi w wykonaniu naszych piłkarzy w tym roku. „Rycerze Wiosny”
grali z pomysłem, dokładnie i szybko wymieniali podania, ponadto –
potrafili przyspieszyć tempo akcji. Nic więc dziwnego, że w polu karnym
przyjezdnych co rusz dochodziło do niebezpiecznych sytuacji.
W 5. minucie nad stadionem pojawiła się błyskawica i w tej samej
chwili przy linii bocznej o piłkę z dwoma rywalami powalczył Kamil
Cupriak. Strzelec dwóch goli z Legią wyłuskał futbolówkę, wbiegł w pole
karne, ale w ostatniej chwili stracił chyba koncepcję i skończyło się na
strachu gości. Jeszcze ładniejszą dla oka akcję przeprowadzili
ełkaesiacy sześć minut później – Tomasz Kowalski znakomicie zagrał na
skrzydło do Dawida Sarafińskiego, ten z kolei dostrzegł Bartosza
Bujalskiego. Strzał tego ostatniego, nie bez problemów, zatrzymał
golkiper Startu.
Swych sił próbowali jeszcze Brazylijczyk Martins i Kowalski, za
każdym razem górą był jednak Jakub Dutkowski. Niemniej w tym fragmencie
spotkania ŁKS panował na boisku niepodzielnie. Świetną partię rozgrywali
Martins, Kowalski, Bujalski, aktywni byli Sarafiński i Cupriak, a
pozostali nasi zawodnicy opanowali środek pola i skutecznie wybijali
gościom z głowy myśl o zaatakowaniu bramki strzeżonej przez Michała
Kołbę.
Kiedy po mniej więcej trzydziestej minucie ustały powiewy wiatru i
przestał padać śnieg, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uszło
powietrze z podopiecznych trenera Chojnackiego. Teraz gra przypominała
to, co widzieliśmy i na co narzekaliśmy w poprzednich spotkaniach.
Obudził się ŁKS dopiero w samej końcówce – wówczas Cupriak przegrał
pojedynek sam na sam z bramkarzem Startu, a chwilę później w zamieszaniu
podbramkowym w słupek z ostrego kąta uderzył Paweł Golański.
Pierwsza połowa zakończyła się tak samo jak rozpoczęła się druga
część sobotniej konfrontacji – od uderzenia z dystansu graczy z Otwocka.
Za pierwszym razem znakomity strzał Bartłomieja Pacuszki z rzutu
wolnego z najwyższym trudem odbił Michał Kołba, a po wznowieniu gry w
drugich czterdziestu pięciu minutach kąśliwie, ale na nasze szczęście
niecelnie huknął z okolic narożnika szesnastki Dawid Breczyński. I to w
zasadzie wszystko na co tego dnia stać było ekipę z Mazowsza.
ŁKS nadal prowadził grę, częściej utrzymywał się przy piłce,
wielokrotnie przebywał też w okolicach pola karnego gości, ale miał
problemy ze stwarzaniem sytuacji strzeleckich. Trzeba przy tym
powiedzieć, że ełkaesiacy sami sobie utrudniali to zadanie ponieważ
rzadko korzystali z pomocy świetnie się ustawiającego na lewej flance
Martinsa. Gracz z kraju kawy, kiedy tylko otrzymywał piłkę jednym
podaniem, dośrodkowaniem lub rajdem potrafił zasiać zamęt w szeregach
przyjezdnych – niestety koledzy dostrzegali go zbyt rzadko.
Mimo wszystko łodzianie i tak zdołali przechylić szalę zwycięstwa na
swoją stronę. Co prawda w 57. minucie efektowny półwolej w wykonaniu
Golańskiego trafił po dłoniach bramkarza w poprzeczkę, a osiem minut
później ten sam zawodnik po akcji Sarafińskiego nie zdołał wpakować
futbolówki do siatki (skutecznie interweniowali defensorzy z Otwocka),
ale w 71. minucie „Rycerze Wiosny” udokumentowali w końcu swoją wyższość
i wynagrodzili łódzkiej publiczności słabszą grę po przerwie.
Po rzucie różnym goście zdołali wybić piłkę, ale ich kontrę
zastopował na środku boiska Dawid Sarafiński, który natychmiast zagrał
na prawe skrzydło do Golańskiego, a pomocnik ŁKS-u zacentrował na ósmy
metr. W polu karnym Startu głowę przyłożył Kamil Cupriak i
przepięknym strzałem ulokował futbolówkę w siatce. Łodzianie prowadzili
1:0…
Ostatnie dwadzieścia minut to nieudolne próby doprowadzenia do remisu
w wykonaniu gości i niezbyt składne kontry ełkaesiaków, którzy jednak
byli znacznie bliżsi zdobycia drugiego gola niż ich rywale strzelenia
bramki wyrównującej. – Strzały z dystansu w wykonaniu Kowalskiego,
Martinsa i Golańskiego mijały niestety cel.
ŁKS – choć grał zrywami i tak naprawdę korzystnie zaprezentował się tylko w początkowych minutach – wygrał w Wielką Sobotę w pełni zasłużenie. Mamy nadzieję, że to zwiastun coraz lepszych wyników drużyny, która za rok powalczy o awans do drugiej ligi.
ŁKS – choć grał zrywami i tak naprawdę korzystnie zaprezentował się tylko w początkowych minutach – wygrał w Wielką Sobotę w pełni zasłużenie. Mamy nadzieję, że to zwiastun coraz lepszych wyników drużyny, która za rok powalczy o awans do drugiej ligi.
III Liga 4 kwietnia 2015, 17:00 - Łódź
ŁKS Łódź – Start Otwock 1:0 (0:0)
Cupriak 70.
Start: Dutkowski – Breczyński, Karaś, Pacuszka, Maruszewski, Choiński, Zieliński (86 Buczek), Bylak (80 Kęsek), Łuszczyński (67 Mroczek), Wiśniowski, Tokaj.
ŁKS: Kołba – Salski, Sierant, Bujalski, Ślęzak, Zimoń, Kowalski (87 Karbowniak), Martins, Golański, Sarafiński, Cupriak.
Żółte kartki: Martins.
Sędziował: Słupiński.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz