Po
zwycięskim meczu z WKS-em Wieluń (1:0) z dziennikarzem rozmawiał kapitan Łódzkiego Klubu Sportowego – Marcin Zimoń.
Mecz nie zaczął się chyba tak, jak sobie zaplanowaliście. W pierwszej połowie nie mogliście skutecznie sforsować obrony rywala.
Marcin Zimoń: W tym meczu przede wszystkim
chcieliśmy utrzymać się przy piłce. Unikać tego, co miało miejsce
podczas ostatniego spotkania w Kleszczowie – rwanej, niechlujnej gry.
Dzisiaj cierpliwie budowaliśmy akcje, ale wiadomo jak jest – nie każda
piłka będzie idealnie dograna. Mimo wszystko udawało nam się zdominować
rywala. Dwa razy trafiliśmy w poprzeczkę, zabrakło nam w tych sytuacjach
szczęścia. Ta pierwsza połowa mogła wyglądać zupełnie inaczej jeśli
chodzi o wynik, ale zrealizowaliśmy cele, które nakreśliliśmy przed
meczem. Zakładaliśmy przede wszystkim długie utrzymywanie się przy
piłce.
Momentem przełomowym było zdobycie bramki przez Łukasza
Staronia. Po utracie gola piłkarze WKS-u nie byli w stanie poważnie wam
zagrozić. Można było się więc pokusić o powiększenie prowadzenia?
M.Z.: Zgadza się, mogliśmy strzelić bramkę na 2:0,
ale nie to jest najważniejsze. Trzeba zauważyć, że graliśmy dużo lepiej
taktycznie niż w Kleszczowie. Odległości między formacjami były
widocznie mniejsze. Zespół Wielunia oczywiście próbował zdobyć
kontaktowego gola, ale przy naszej dobrej organizacji gry nie zdołał
tego zrobić.
Dzisiaj zagraliście lepiej niż w Kleszczowie, ale waszym
mankamentem w dalszym ciągu są niedokładne, długie piłki zagrywane w
kierunku napastnika.
M.Z.: Mówiłem, że byliśmy dobrze zorganizowani
taktycznie, ale zespół z Wielunia też pod względem taktyki dobrze sobie
radził. Nie zawsze dało się zagrać dokładnie po ziemi, dlatego
musieliśmy szukać dłuższych piłek. Do ideału sporo brakuje, ale
pracujemy nad tym i progres jest widoczny.
Jesteśmy na samym początku rundy wiosennej – jaki cel na tę
część sezonu postawili przed wami trenerzy i władze klubu? O awans
będzie niezwykle ciężko…
M.Z.: Przed tą rundą nie mieliśmy żadnych poważnych
rozmów odnośnie celów. Ale oczywiście wyznaczamy sobie cele przed każdym
meczem – są to zwycięstwa. Mogę zadeklarować w imieniu innych piłkarzy,
że nie zmieni się to do końca rundy.
Wybiegając odrobinę w przyszłość – myślisz, że trzon
aktualnej drużyny jest w stanie wywalczyć awans w kolejnym sezonie? Czy
potrzebna jest całkowita przebudowa zespołu?
M.Z.: Niestety, nie mogę za dużo powiedzieć. Nie
podejmę się takiej oceny, bo nie chcę wchodzić w kompetencje trenerów i
szefów klubu. Personalia nie mają jednak znaczenia, jeśli chodzi o nasze
cele w tej chwili. Tak jak mówiłem – chcemy wygrywać każdy mecz. Jak
mocno drużyna zostanie przebudowana zobaczymy po zakończeniu sezonu.
Myślę, że nie ma sensu wybiegać myślami aż tak daleko do przodu. Przed
nami jeszcze dużo spotkań.
W przerwie dzisiejszego meczu miała miejsce miła uroczystość.
Odebrałeś pamiątkową statuetkę za zwycięstwo w plebiscycie serwisu
ŁKSFANS. Fani ŁKS-u doceniają nie tylko twoją postawę na boisku, ale też
poza nim. Potrafisz stanąć za kibicami murem.
M.Z.: Przede wszystkim chciałem bardzo podziękować
wszystkim kibicom, którzy oddali na mnie głos w plebiscycie na
najlepszego piłkarza roku. Zawsze podkreślam, że sam jestem kibicem
ŁKS-u. Tak się po prostu złożyło, że teraz występuję na boisku, ale ŁKS
mam w sercu od dawna i zawsze będę miał. Czemu dostałem wystarczająco
dużo głosów, żeby wygrać w plebiscycie? Nie wiem. Może chodziło o moją
postawę na boisku? Bo przecież to co robię poza nim jest dla mnie
naturalną sprawą, niczym nadzwyczajnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz