Piłkarze
ŁKS-u zgodnie z planem zdobyli kolejne trzy punkty i pokonali w 9.
kolejce IV ligi Włókniarza Zelów 4:1. Gra łodzian mogła się podobać
przede wszystkim do przerwy, kiedy to podopieczni trenera Robaszka
przesądzili o losach spotkania.
Byli znakomici gracze „Rycerzy Wiosny”, a wraz z nimi niespełna dwutysięczna publiczność już w 2. minucie znacznie się ożywili, bo po prostopadłym podaniu z głębi pola na czystą pozycję strzelecką wyszedł Radosław Jurkowski. Strzał skrzydłowego minął jednak słupek, ale to nie zraziło gospodarzy.
Już bowiem chwilę po tym kapitalny kilkudziesięciometrowy cross Kasztelana uruchomił Adama Patorę, co snajperowi łodzian pozwoliło znaleźć się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Włókniarza. Po sprytnym lobie piłka zatrzepotała w siatce bramki rywala i pierwszy raz tego dnia mieliśmy okazję do radości.
W tym fragmencie spotkania gra ełkaesiaków mogła się podobać. Oprócz woli walki podopieczni trenera Robaszka wykazywali sporo zimnej krwi i pomysłu na rozmontowanie defensywy ekipy z Zelowa. Skutkiem takiego stanu rzeczy było dość jednostronne widowisko. Dość powiedzieć, że pierwsza poważna próba ataku przyjezdnych miała miejsce dopiero pod koniec pierwszej połowy, gdy po ostrym uderzeniu z kilkunastu metrów swym kunsztem bramkarskim musiał się wykazać Kamil Woźniak.
Zanim do tego doszło ŁKS zdobył dwa gole. Najpierw w 26. minucie kolejny raz w tym sezonie łodzianie udowodnili, że stałe fragmenty gry są ich mocną stronę. Po doskonałej centrze Kasztelana najwyżej w polu karnym wyskoczył Szymon Salski i strzałem głową podwyższył prowadzenie.
Zaraz po tym swoje szanse mieli Serafiński i najaktywniejszy bodaj dziś w szeregach łodzian Radosław Jurkowski. Po ich akcjach gole co prawda nie padły, ale już w 34. minucie kibice z Galery znów mogli unieść ręce w geście triumfu. Stało się tak po najładniejszej w tym spotkaniu akcji. – Łodzianie „rozklepali” defensywę Włókniarza dwoma błyskawicznymi podaniami, znakomicie dziś spisujący się Aleksander Ślęzak wycofał piętą futbolówkę do Jurkowskiego, a ten technicznym uderzeniem po długim rogu pokonał Wolskiego.
W przerwie spotkania trener Wojciech Robaszek zdecydował się na dwie zmiany. Z boiska zeszli Żytek i Serafiński (ten drugi opuścił plac gry już pod koniec pierwszej części gry w skutek urazu), a na ich miejsce pojawili się Jankiewicz i Adamski.
Niestety drugie 45 minut nie przyniosło już tylu emocji, co pierwsza odsłona.
Bardzo dużo walki w środku pola (wynikiem czego arbiter co rusz musiał przerywać grę) i słabsze tempo akcji ełkaesiaków spowodowały, że przestraszona na początku spotkania drużyna z Zelowa poczęła przy al. Unii 2 poczynać sobie coraz śmielej. Już w 49. minucie Dregier huknął z rzutu wolnego, Woźniak „wypluł” futbolówkę przed siebie, a Boczkiewicz nie miał najmniejszych kłopotów z uzyskaniem kontaktowego, a jak się potem okazało, honorowego trafienia.
Goście wyczuli co prawda swoją szansę, ale mieli w sobotę zbyt mało atutów stricte piłkarskich, aby pokrzyżować plany Wojciecha Robaszka i jego zespołu, choć po zachowaniu szkoleniowca ŁKS-u widać było, że do postawy swoich zawodników po przerwie miał sporo zastrzeżeń. Na boisku przez długie minuty działo się stosunkowo niewiele, a gospodarze dopiero w końcówce podkręcili tempo, co zresztą natychmiast przyniosło skutek.
Sygnał do ataku dał potężną bombą z trzydziesty metrów Piotr Słyścio. Ten strzał z najwyższym trudem powstrzymał golkiper przyjezdnych, a zaraz po tym bliski szczęścia był Jankiewicz. Jego solowa akcja zakończyła się niestety niecelnym uderzeniem.
ŁKS, o czym już wspomnieliśmy, może liczyć na stałe fragmenty gry i Szymona Salskiego.
To właśnie stoper łodzian ustalił wynik spotkania. Najpierw około 80. minuty jego strzał głową z najwyższym trudem wybronił Wolski, ale już kilkadziesiąt sekund później obrońca ŁKS-u mógł cieszyć się z kolejnego gola – nie wiele zresztą brakowało, aby gracz ŁKS-u opłacił to trafienie kontuzją, całe szczęście, że zderzenie z bramkarzem i obrońcą Włókniarza okazało się summa summarum niegroźne.
Swoją szansę w końcówce mieli również goście, a konkretnie wychowanek ŁKS-u – Kamil Bendkowski. Syn legendarnego obrońcy „Rycerzy Wiosny” sprawdził umiejętności Adama Sekuterskiego (zmienił na ostatnie minut Kamila Woźniaka), ale górą w tym pojedynku okazał się nasz bramkarz.
ŁKS wygrał kolejny mecz, a choć za przysłowiową łyżką dziegciu można uznać pierwszą straconą na własnym boisku bramkę i słabszą postawę po przerwie to i tak sympatycy najstarszego łódzkiego klubu mieli wiele powodów do satysfakcji. Lider IV ligi znów zdobył cztery gole, zaprezentował (przed przerwą) kilka ciekawych akcji w ofensywie i zainkasował bezcenne trzy punkty. Oby tak dalej. Oby do końca sezonu.
IV liga 21 września 2013 16:00 - Łódź
ŁKS Łódź – Włókniarz Zelów 4:1 (3:0)
Patora 10 Boczkiewicz 49
Salski 26
Jurkowski 34
Salski 82.
ŁKS: Woźniak (87 Sekuterski) – Salski, Filipiak, Słyścio, Kasztelan, Żytek (46 Adamski), Serafiński (46 Jankiewicz), Zimoń, Jurkowski, Ślęzak (83 Białek), Patora.
Włókniarz: Wolski – Pawełoszek, Bendkowski, Perka (70. N. Dregier), Gołuch, J. Dregier, Boczkiewicz, Muszyński (Bednarek), Kieraś, Dolewka (46 Jarosiński), Noga.
Żółte kartki: Adamski – Noga
Sędziował: Majkowski
Widzów: 1895.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz