----ŁÓDŹ MOIM MIASTEM ŁKS MOIM ŻYCIEM-------*1908-2015*-------107 LAT TRADYCJI----
OSTATNI MECZ: 3 maja 2015 (III Liga) Polonia Warszawa – ŁKS Łódź 1:2 (0:1) / Bramki: Arłukowicz 74 - Sarafiński 14, Martins 87 (kar.)
Najbliższy mecz:
6 maja 2015 godz.18:00 (III liga)
ŁKS Łódź - Lechia Tomaszów Mazowiecki

poniedziałek, 4 maja 2015

Za kulisami: Polonia Warszawa - ŁKS 1:2 (relacja kibicowska).

10
Po trzech meczach z rzędu na naszym stadionie przyszedł w końcu czas na wyjazd. A była to jedna z ciekawszym podróży w sezonie, bo do Warszawy na Polonię, z którą potykaliśmy się jeszcze podczas naszej gry w ekstraklasie. Spodziewaliśmy się więc większego zainteresowania niż zwykle.

Sprzedaż została zaplanowana na 2 dni. Biletów już jednak zabrakło po wtorkowej dystrybucji. W środę trochę osób odeszło od kas z kwitkiem.

Podróż do Warszawy z racji dobrego skomunikowania zaplanowaliśmy pociągiem rejsowym. Zbiórka obyła się na Kaliskim, gdzie im bliżej odjazdu pociągu, tym pojawiało się coraz więcej osób. Sporo ludzi postanowiło wybrać się mimo braku biletów na mecz. Pojawiły się też „kaski”, które co prawda stały z boku, ale nie byłyby sobą jakby kogoś nie zatrzymały. Kilka minut przed odjazdem pociągu dołączyli nasi bracia z Zawiszy oraz Fan Clubowicze z Włocławka i Piotrkowa Trybunalskiego. Zapowiadała się podróż w sporym ścisku, na szczęście wszyscy jakoś się upchnęliśmy i wyruszyliśmy z 10-cio minutowym opóźnieniem.

Jechaliśmy ze „zbędnym balastem”, który stanął w pierwszych i ostatnich drzwiach chyba tylko po to, żeby początkowy i końcowy skrawek pociągu mógł posłużyć dla zwykłych pasażerów. Na stacji Łódź Widzew doszło do wesołej sytuacji, kiedy do pociągu chciał wsiąść jakiś typ w koszulce rywala zza miedzy. Kiedy zajarzył, kto podróżuje pociągiem, od razu zaczął szybko przebierać nóżkami i nawet nie oglądając się za siebie, chociaż nikt go nie gonił, zniknął gdzieś w oddali. Ogólnie podróż do Warszawy spokojna, chociaż dla wielu osób niezbyt wygodna. Kanar nawet nie miał szans się przecisnąć. W Żyrardowie wymienił się „balast” z łódzkiego na warszawski. Po mniej więcej dwugodzinnej podróży wysiedliśmy na dworcu Centralnym. Tam „przywitał” nas większy oddział „kasków”, my przywitaliśmy ich głośnym „zawsze i wszędzie…” oraz „mordercy” przypominając im wydarzenia z Knurowa z poprzedniego dnia.

Ruszyliśmy w stronę stadionu. Najpierw jak w labiryncie podziemiami dworca i wyszliśmy na powierzchnię. Kilkukilometrowy spacer ulicami Warszawy trwał ponad 1,5 godziny. Po drodze „wąsy” sporo razy zatrzymywały przód kolumny, która mocno się rozciągała. Mimo tego nie były zbyt nerwowe. Możliwe, że po wydarzeniach z Knurowa dostały przykaz nie prowokowania. Chwilę odczekania i ruszaliśmy dalej. Na początku trochę osób odbijało do różnych lokali po drodze, gdzie można było zrobić zakupy. Później jednak w dalszej części drogi naszego marszu „wąsy” obstawiały wejścia i nie wpuszczały już do środka. Droga może i byłaby krótsza, ale „kaski” poprowadziły nas na około. Na pół godziny przed meczem znaleźliśmy się pod stadionem. Po chwili zaczęliśmy wchodzić na swój sektor.

Samo wejście jednak było bardzo ślamazarne. Tylko jedna bramka, dokładne sprawdzanie z listy. Do tego drobiazgowe trzepanie. Na bramie trzeba było między innymi zostawiać kanapki. Jak zaczynał się mecz, na sektorze było jeszcze niewiele osób. Niestety na wejście nadprogramowej liczby ludzi nie chciały się zgodzić „kaski”. Część osób wbiła się na skarpę, skąd mieli widok na murawę, część stanęła przy bramie zasłoniętej jakimś materiałem. Na to jednak znalazł się sposób. Materiał został po prostu ściągnięty i stamtąd widoczność na murawę też była niezła. Widocznie nie podobało się to „wąsom”, które chciały kogoś wyciągnąć z tłumu, doszło do przepychanek, czego efektem było okrążenie całej grupy stojącej pod stadionem i obstawienie bramy oraz skarpy. Cały czas też trwało wchodzenie. Ostatnie osoby pojawiło się na sektorze dopiero w 70 minucie. Część z nas mimo posiadania wejściówek całkowicie odpuściła sobie mecz. Kilkunastu osobom udało się wejść mimo braku na liście.

Na długim sektorze dla gości zawisły flagi: „Uliczni Wojownicy”, „Ultras”, wizytówki Włocławka, Śródmieścia, Chojen, Starego Polesia, Aleksandrowa Łódzkiego, dwie flagi naszych Braci „Wojowniczy Klub Sportowy” i „B.Ch.” oraz transparent-flaga „Hyży trzymaj się” i nawiązujący do wydarzeń Knurowa „policja mordercy-chuligani zawsze razem 2.05.2015”. W pierwszej połowie tylko kilka okrzyków. Bardziej z dopingiem ruszyliśmy w drugiej połowie, kiedy już weszło więcej osób. Nie zabrakło wymiany „uprzejmości” z miejscowymi, którzy zaczęli już na samym początku meczu. Postanowiliśmy więc nie być im dłużni coraz bardziej rozkręcając się w tym aspekcie . Do tego trochę było ciśnięte MOrdercom. Co do Polonii to mieli swój młyn na trybunie głównej. W 2 połowie zaprezentowali oprawę z okazji 10-lecia zgody z Realem Zaragoza. Transparent „Distance doesn’t master when you have a good friend”. Najpierw w górę poszła okrągła sektorówka „herb”, a po zejściu machajki z herbami Polonii i Zaragozy. Niedługo potem my zaprezentowaliśmy oprawę. Pasy materiału tworzące nasze barwy, a do tego banderi. Kwintesencją całej choreografii były odpalone race i czarne świece dymne. Cześć rac poleciała na bieżnię a także w stronę gospodarzy. Ci nie pozostali dłużni i zaczęli odpowiadać tym samym. Jedna wylądowała w naszym sektorze, ale reszta to już niedoloty . Potem jeszcze kilka wymian pojedynczymi racami i uspokoiło się nie licząc dalszej wymiany „uprzejmości”. Do końca meczu już dobry doping z naszej strony, który jeszcze bardziej wzmógł się po zdobyciu zwycięskiej bramki w ostatnich minutach. Nasi piłkarze dowieźli zwycięstwo do końca i po meczu wspólnie świętowaliśmy zwycięstwo. Było „kto wygrał mecz” na dwie strony oraz przybijanie „piątek”.

Półtorej godziny po meczu mieliśmy pociąg powrotny. Po kilkunastu minutach otworzyli nam bramy i dołączyliśmy do reszty stojącej pod stadionem. Na szczęście obyło się bez żadnych „przypałów” za pirotechnikę. Na dworzec mieliśmy zostać zawiezieni podstawionymi autobusami. Były jednak tylko dwa i wracaliśmy na dwie tury. Tym razem na dworzec Zachodni. Po dojechaniu drugiej grupy do pociągu było 15 minut. Ten czas umilaliśmy sobie śpiewami. Coś tam się jeszcze paliło, dymiło i wybuchało . „Wąsy”, które jeszcze przy okazji kolejny raz usłyszały pod swoim adresem „pozdrowienia” nie interweniowały. W końcu nadjechał nasz pociąg. Tym razem już składający się z dwóch składów. Wbiliśmy się do pierwszego, część też do drugiego. Stamtąd nasi zostali jednak usunięci przez kaski, które użyły gazu. Trzeba było upchnąć się w jednym składzie, co wcale nie było łatwe. Potrwało to trochę czasu ale się udało i ruszyliśmy w drogę powrotną z ponad 20- to minutowym opóźnieniem. W drugim składzie jechał „zbędny balast”, który w Skierniewicach z warszawskiego wymienił się na łódzki. Powrót spokojny i bez przygód ale w sporym ścisku. Na szczęście podróż trwała tylko 2 godziny i o 23:30 zakończyliśmy wyjazd tam gdzie go zaczęliśmy, czyli na dworcu Kaliskim skąd rozjechaliśmy się na swoje rewiry, zaś nasi bydgoscy bracia zostali zaopatrzeni na dalszą drogę w prowiant.

Ilu nas było w Warszawie? Ze względu na zamieszanie z biletami trudno o dokładniejszą liczbę. Na pewno było to nie mniej niż 500 osób, a nie więcej niż 550 osób. W tej liczbie było 150 ziomków z Zawiszy, 3 Resoviaków i 1 fan GKS-u Tychy. Wszystkim dziękujemy za wsparcie!

Na sektor weszło około 350 osób. Reszta została pod stadionem. Dobrze też pokazały się nasze Fan Club-y. Wyjazd w starym dobrym stylu z dobrą liczbą. Jedna z lepszych wypraw ostatnimi czasy. Szkoda, że nie udało się wszystkim wejść, ale i tak kto nie był niech żałuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz