----ŁÓDŹ MOIM MIASTEM ŁKS MOIM ŻYCIEM-------*1908-2015*-------107 LAT TRADYCJI----
OSTATNI MECZ: 3 maja 2015 (III Liga) Polonia Warszawa – ŁKS Łódź 1:2 (0:1) / Bramki: Arłukowicz 74 - Sarafiński 14, Martins 87 (kar.)
Najbliższy mecz:
6 maja 2015 godz.18:00 (III liga)
ŁKS Łódź - Lechia Tomaszów Mazowiecki

niedziela, 16 listopada 2014

III Liga: Ursus Warszawa - ŁKS 2:0.


dcs_0694Piłkarze ŁKS-u zagrali w Warszawie bez pomysłu i stylu, a konsekwentna i zdecydowana gra Ursusa wystarczyła na słabo dziś dysponowaną drużynę z Łodzi. Rundę jesienną zakończyliśmy zasłużoną porażką.

Sobotnia konfrontacja z wiceliderem trzeciej ligi była ważna dla kilku zawodników ŁKS-u i to pomimo tego, że w skutek ostatniej porażki strata do lidera z Radomia powiększyła się do 14 punktów a szanse na awans, łodzianie zachowali wyłącznie matematyczne. W kuluarach spekulowało się na temat odejścia kilku graczy, którzy rozczarowali swą postawą w rundzie jesiennej i mecz z Ursusem miał, według tych spekulacji, być ostatnią szansą.

Faworytem spotkania byli gospodarze, a dodatkowym smaczkiem rywalizacji – osoba trenera gospodarzy Ariela Jakubowskiego, postaci doskonale znanej kibicom ŁKS-u. Były pomocnik „Rycerzy Wiosny”, a obecnie szkoleniowiec Ursusa należał do drużyny, która w 1998 roku sięgnęła po mistrzostwo Polski, a następnie rozegrała mecze z Manchesterem United i AS Monaco.

Niewiele brakowało, aby mecz Ursusa z ŁKS-em rozpoczął się od mocnego uderzenia miejscowych, na nasze szczęście w 2. minucie po strzale Jarczaka świetnie interweniował Szymon Gąsiński. ŁKS odpowiedział natychmiast – po strzale Łukasza Staronia futbolówka znalazła się nawet w siatce, ale nasz napastnik zdaniem arbitra znajdował się na pozycji spalonej i gol nie został uznany.

Po raz kolejny groźnie pod bramką łodzian zrobiło się w 13. minucie. Kabala dopadł do bezpańskiej piłki na szóstym metrze, ale nie zdołał jej opanować i skończyło się na strachu gości. W tym fragmencie spotkania zarysowała się przewaga podopiecznych trenera Jakubowskiego, coraz śmielej poczynających sobie na połowie rywala.

Sytuacja uległa zmianie po 20. minucie. Tym razem to ŁKS zaczął częściej rozgrywać piłkę w środku boiska, potrafił wymienić kilka celnych podań, choć należy przy tym powiedzieć, że nie przekładało się to bezpośrednio na zagrożenie pod bramką stołecznej jedenastki, a nieliczne dośrodkowania lądowały w rękawicach bramkarza.

Pierwsze celne strzały na bramkę rywala oddali łodzianie dopiero w 39. minucie. Golkipera Ursusa zatrudnił najpierw Staroń, a po chwili Kowalski. Choć oba uderzenia z dystansu były celne, Dominik Pusek nie dał się zaskoczyć. Co nie powiodło się gościom, chwilę potem udało się gospodarzom. W 42. minucie z dystansu huknął Zaborowski, Gąsiński z trudem odbił piłkę, dopadł do niej Przemysław Sztybrych i z pięciu metrów ulokował futbolówkę w siatce. 

Łodzianie mieli okazję na błyskawiczną odpowiedź. Po najładniejszej w wykonaniu „Rycerzy Wiosny” akcji w tej części gry, z bliska uderzał Staroń, niestety nasz napastnik nie trafił w światło bramki, a chwilę potem arbiter zakończył grę i po pierwszej, słabiutkiej połowie, w lepszych humorach do szatni schodzili gracze z Warszawy.

Po zmianie stron z boiska nadal wiało nudą. Ełkaesiacy nie potrafili uzyskać przewagi, na murawie panował chaos i pierwsza godna uwagi sytuacja miała miejsce dopiero w 55. minucie. Kamil Cupriak urwał się wówczas obrońcom na prawym skrzydle, zacentrował na środek szesnastki, a tam Arkadiusz Mysona nie trafił czysto w piłkę. Trener Andrzej Kretek tylko machnął ze zrezygnowaniem ręką.

Niewykorzystana okazja szybko mogła się na nas zemścić. Po ładnej wymianie podań w okolicach szesnastki ŁKS-u, z dystansu, po tzw. długim rogu uderzył Sztybrych i tylko świetnej robinsonadzie Gąsińskiego zawdzięczają goście, że nie przegrywali od tego momentu różnicą dwóch goli. W 67. minucie jeszcze lepszą okazję dla miejscowych zmarnował Radionov. Nie atakowany przez żadnego obrońcę ŁKS-u rezerwowy „Traktorków” fatalnie spudłował z dwunastu metrów. Kilkadziesiąt sekund później ten sam zawodnik główkował minimalnie obok prawego słupka.

W 84. minucie miejscowi postawili przysłowiową kropkę nad „i”. Niezdecydowanie łódzkiej defensywy wykorzystał po raz drugi Przemysław Sztybrych ofiarnym wślizgiem lokując futbolówkę w siatce naszej bramki. Zespół Ursusa nie rozegrał dziś nadzwyczajnego spotkania, ale po trzy punkty, trzeba to powiedzieć wyraźnie, sięgnął w pełni zasłużenie.

ŁKS zagrał w Warszawie bez pomysłu i jakiegokolwiek stylu. Przez cały niemal mecz podopieczni trenera Kretka sprawiali wrażenie zagubionych i kompletnie nie przekonanych o sile własnych umiejętnościach. Asekurancka gra w środku pola, brak zdecydowania i pasywność pod bramkami spowodowały, że i tym razem musieliśmy obejść się smakiem. Sobotni mecz idealnie spuentował nieudaną rundę jesienną.



         III Liga 15 listopada 2014, 13:00 - Warszawa


                              
Ursus Warszawa – ŁKS Łódź  2:0 (1:0)
Sztybrych 42
Sztybrych 84.


Ursus: Pusek – Zaborowski, Sztybrych, Kamiński, Lesiak (50 Wietrak), Jarczak (90 Lesiak), Rytel (77 Radomski), Ambroziak (60 Radionov), Kabala, Skowroński, Ofomański.

ŁKS: Gąsiński – Cupriak, Salski, Sierant, Filipiak, Karbowniak (67 Golański), Ślęzak, Zimoń, Kowalski, Mysona (61 Sarafiński), Staroń.


Żółte kartki: Rytel, Ambrozik, Zaborowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz