Piłkarze
ŁKS-u zawiedli na całej linii. Grającą z przewagą jednego zawodnika
przez większą część spotkania i prowadząca jedną bramką do 81. minuty
drużyna z Łodzi przegrała ze skazanym na pożarcie zespołem z Wielunia.
Przed w pewnym sensie historycznym, bo pierwszym o punkty meczu
pomiędzy WKS-em Wieluń i Łódzkim Klubem Sportowym faworytem obwołano
zespół z Łodzi, który jednak do spotkania przystąpił osłabiony brakiem
kilku kontuzjowanych piłkarzy.
W trakcie pierwszych kilkunastu minut na boisku w Wieluniu działo się
stosunkowo niewiele. ŁKS próbował zepchnąć gospodarzy na własną połowę,
co miejscowi przyjęli z zadowoleniem koncentrując się na grze z kontry.
Futbolówka znajdowała się głównie w środkowej strefie boiska, a obaj
bramkarze byli zatrudni wyłącznie do wyłapywania bezpańskich piłek.
Z biegiem czasu śmielej do przodu ruszyli wielunianie. W 18. minucie
oglądaliśmy pierwszy (!) w tym spotkaniu strzał na bramkę, a próbę
Kamila Wiry z dystansu wybronił Szymon Gąsiński. Gospodarze poszli za
ciosem i chwilę po tym wyszli na sensacyjne prowadzenie. Przemysław
Przezak przyjął piłkę na dwudziestym piątym metrze, odwrócił się z nią w
stronę bramki i huknął z całej siły. Uderzona z rotacją futbolówką
minęła Gąsińskiego i zatrzepotała w siatce.
Łodzianie odpowiedzieli w najlepszy z możliwych sposobów. Po
zamieszaniu w polu karnym gospodarzy i faulu Adamczyka na Staroniu,
arbiter nie miał wątpliwości. Sędzia wskazał na jedenasty metr, a
obrońcę WKS-u odesłał do szatni (nie wykluczone, że zarówno jedenastka
jak i czerwona kartka została podyktowana za zagranie ręką gracza
WKS-u). Do rzutu karnego podszedł, jak przed laty w okresie gdy łodzian w
pierwszej lidze Robert Sierant i pewnym strzałem doprowadził do remisu.
Wyrównanie łodzianie okupili urazem Łukasza Staronia, który podczas
zamieszania w szesnastce WKS-u został mocno poturbowany. Sytuacja
wyglądała na poważną, napastnik ŁKS-u postanowił jednak kontynuować grę i
za ambitną postawę został już po chwili wynagrodzony.
Gol na 1:1 z pewnością ucieszył grupkę sympatyków ŁKS-u, którzy w tym
mniej więcej czasie pojawili się na trybunach, ale ełkaesiacy jeszcze
więcej powodów do radości mieli w 37. minucie, gdy ich pupile popisali
się znakomitą kontrą i wyszli na prowadzenie.
Prawą stroną popędził wypuszczony w bój przez Szymona Gąsińskiego
długim podaniem Przemysław Różycki. Nasz pomocnik wpadł w pole karne, a
gdy znalazł się tuż przed linią końcową i zauważył, że golkiper WKS-u
wyszedł mu naprzeciw, przytomnie zacentrował futbolówkę na środek, gdzie
pozostawiony bez opieki Łukasz Staroń wpakował piłkę do pustej bramki.
W ostatnich sekundach pierwszej odsłony po szarży Golańskiego lewą
flanką, bliski szczęścia był jeszcze Różycki, ale jego strzał został w
ostatniej chwili zablokowany przez ofiarnie interweniującego defensora
gospodarzy. Chwilę po tym piłkarze zeszli na przerwę, a my liczyliśmy,
że po zmianie stron ełkaesiacy jeszcze wyraźniej zaznaczą swą wyższość
nad rywalem.
Po zmianie stron ciekawie na boisku (a i poza nim) zrobiło się
dopiero po 55. minucie. Najpierw po faulu przy linii bocznej jednego z
ełkaesiaków, trener miejscowych odepchnął Dawida Sarafińskiego, za co
powinien zostać wyrzucony na trybuny, a kilkadziesiąt sekund później
minimalnie niecelnie huknął z drugiej linii Szewczyk.
Gra ŁKS-u daleka była od ideału. Grający z przewagą jednego zawodnika
łodzianie przewyższali co prawda wielunian w każdym elemencie
piłkarskiego rzemiosła, ale rozgrywali piłkę zbyt wolno i schematycznie.
Niemniej w 65. minucie goście mogli podwyższyć wynik.
Golański wymanewrował na prawym skrzydle obrońcę miejscowych i zagrał
w pole karne, a tam Staroń z kilku metrów trafił piłką w bramkarza. Na
usprawiedliwienie naszego napastnika należy zaznaczyć, że ełkaesiak
uderzał z ostrego kąta, a do tego nie miał miejsca na oddanie
skutecznego strzału.
Niewiele brakowało aby za zachowawczą grę goście zostali ukarani już w
79. minucie. Po centrze z lewej strony boiska ustawiony przed bramką
Dubiela główkował z pięciu metrów, na nasze szczęście próba rezerwowego z
Wielunia była fatalna i skończyło się na strachu przyjezdnych. Chwilę
po tym bardzo groźną akcję miejscowych zatrzymał w ostatniej chwili
wślizgiem Szymon Salski.
Wreszcie po rzucie rożnym i biernej postawie naszych defensorów
Karasiak precyzyjną główką doprowadził do wyrównania. A to nie był
niestety koniec tragedii ełkaesiaków. Kompletnie rozsypana drużyna z
Łodzi pozwoliła gospodarzom na jeszcze jedną akcję, po której Łukasz
Rybak kolejny raz strzałem głową dał miejscowym zwycięstwo i trzy
punkty. Na domiar złego Aleksander Ślęzak powtórzył swój wyczyn z
ostatniej kolejki i w 89. minucie otrzymał drugą żółtą i w konsekwencji
czerwoną kartkę.
W ten sposób grającą w dziesiątkę przez większą część spotkania i
skazana na porażkę drużyna z Wielunia ograła faworyta. Trener Wojciech
Robaszek i jego podopieczni mają o czym myśleć.
III Liga 20 sierpnia 2014, 17:00 - Wieluń
WKS Wieluń – ŁKS Łódź 3:2 (1:2)
Przezak, 20 Sierant (kar.) 24
Karasiak 81 Staroń 37
Rybak 85
WKS Wieluń: Kotecki – Ciężki (78 Rybak), Karasiak, Maczurek, Fornalczyk,
Wira (67 Matusiak), Wójcicki, Adamczyk, Zawieja, Szewczyk (72 Dubiel),
D. Przezak.
ŁKS: Gąsiński – Filipiak, Salski, Sierant, Mysona, Ślęzak, Karbowniak (69 Patora), Różycki, Golański, Sarafiński, Staroń.
Żółte kartki: Zawieja – Karbowniak, Ślęzak, Sierant
Czerwona kartka: Adamczyk 24 – Ślęzak 89.
Sędziował: Michalak (Skierniewice)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz